wtorek, 20 grudnia 2011

Bajka o Krywaniu – wersja pod choinkę

Jednym z pomocników św. Mikołaja była Aniela Niebieska. Aniela była aniołem z natury towarzyskim i skorym do żartów. Czasami jednak, z dość niejasnych powodów stawała się markotna i udawała się na samotny spacer. Pewnego dnia, w górach nastała gęsta mgła. Była tak rozległa, że aż dotarła do nieba. Aniela akurat była w nastroju mocno dołującym i pewnie dlatego zgubiła się we mgle i trafiła w góry. O ironio tam dół a tu góry! Kraina ta, tajemnicza i nieznana zachwyciła Anielę a szczególnie srebrzyste szczyty otulone niczym obłokami, białym, śnieżnym puchem. Surowość tego świata podkreślał bezruch i pustka. Kiedy wreszcie Aniela spotkała człowieka, wzruszona zapytała co chciałby dostać od Mikołaja. Góral stanął jak wryty, po czym popukał się w czoło i w paru prostych słowach streścił swą ciężką dolę. Mówił, że wokół pustka i żywej duszy  nie uświadczysz i gęby do nikogo nie otworzysz i że wszędzie tylko ziąb i śnieg tak, że żywej duszy nie uświadczysz, że daleko wszędzie i nachodzić się trzeba, aż nogi skądś tam odpadają i tylko biało i biało a wkoło nawet żywej duszy nie uświadczysz. Mówiąc to spluwał od czasu do czasu, okraszając opowieść słowami, których Aniela nie do końca rozumiała. Mimo to pobiegła, przejęta do Mikołaja i wszystko mu opowiedziała. Nie minęła chwila a Mikołaj wręczył Niebieskiej olbrzymi wór z poleceniem rozsypania zawartości na wszystkie góry świata. Aniela ochoczo chwyciła prezent, ale zanim zerwała się do lotu, ciężki wór pociągną ją we mgłę nad górami. ­–Trach! – usłyszała, wór grzmotnął o jakiś szczyt. Wielka góra skrzywiła się a jej ostry czubek rozdarł worek. Cała zawartość: kozice, orły, niedźwiedzie, świstaki i cała masa innych zwierząt i roślin rozsypała się tylko na Tatry.
Krzywa góra została nazwana Krywaniem a ludzie przestali narzekać na pustkę. Teraz mogą się cieszyć widokiem zielonych hal i fioletowych wrzosowisk i mnóstwem stworzeń. Czasem tylko komuś wyrwie się niewybredne słowo bo wciąż trzeba się nachodzić aż nogi skądś tam odpadają.
 

niedziela, 4 grudnia 2011

Odkrywanie gór


Aspera nerwowo rozdarła kopertę. Nie mogła uwierzyć, jej turnus został wyznaczony w górach. Jak to? – przecież chciałam nad morze! I hate mountains! powtarzała przeszukując Internet aby wyszukać informacje o wyznaczonej miejscowości. Za każdym razem kiedy udało się jej przeczytać kilka sensownych zdań zaraz pojawiały się liczne bezsensowne komentarze. Wszystkie dotyczyły niejakiego pana Dariusza. Dziękujemy panu Dariuszowi, pozdrawiamy pana Dariusza, kochamy pana Dariusza – wciąż pojawiały się kolejne. A cóż to za turnusowy amant – pomyślała i zmieniła mantrę na I hate pan Dariusz!
Pierwsze dni były koszmarne. Wszystko w znienawidzonych górach drażniło ją. Ludzie byli starzy, albo głupi, albo gburowaci. Jedzenie nie miało nic wspólnego z żadną ze znanych jej diet a pogoda … no może nie była najgorsza ale to i tak nic nie zmieniało.
Aż pewnego dnia słońce od samego rana odsłoniło góry aż po same szczyty. Aspera wyskoczyła z łóżka i otworzyła okno. – Jak tu pięknie – wyrwało jej się na głos. Pojadę dziś na wycieczkę – postanowiła. Przewodnik, ciepłym głosem opowiadał o mijanych miejscach. Od czasu do czasu rzucał żart, na który cały autobus reagował wybuchami śmiechu. Aspera uśmiechała się jedynie. Też mi coś, wcale nie śmieszne. Jednak powoli poprawiał się jej humor. W pewnej chwili mijali niewielką wieś, w mikrofonie znów zabrzmiał miły głos przewodnika – parę danych a potem tym samym tonem – A tak naprawdę to nazwa wzięła się od tego, że kiedyś pewien góral powiedział Sromowce – jade do Warsawy! Aspera nie wytrzymała i wybuchła śmiechem ze wszystkimi. A potem nie mogła przestać, próbowała zasłonić usta ale śmiech wydostawał się przez palce. Wciąż się śmiała aż kilka osób siedzących najbliżej zaraziła ponownie śmiechem. Spostrzegła wokół siebie przyjazne twarze. W końcu wykrztusiła – Kto to? – Wskazując na przewodnika. – Jak to kto? Przecież to nasz pan Dariusz! I tak Aspera pomknęła górskim ścieżkami za panem Dariuszem by podziwiać najpiękniejsze okoliczności przyrody.
A potem było mnóstwo atrakcji: i najweselsze imieniny od stu lat i poznawanie ludzi cudownych, choć niepozornych i ciekawe życiowe historie i kawały na każdy wybrany temat i śmiechu lawiny, porywające jak żywioł z gór i oczywiście coś co każdy domorosły podróżnik kocha najbardziej – wycieczki!
 Tylko jak to wszystko zmieścić w krótkim internetowym komentarzu – Chyba po prostu –Pozdrawiamy pana Dariusza! :-)))