piątek, 26 listopada 2010

DYWAN

Z pamiętnika Aspery:
Zakupiłam nowy dywan i wraz z Jasiem Sójką dotaszczyliśmy go na poddasze. Wlaściwie to udało mi się zbajerować kierownika z Lerroy Merlin i pozwolił mi podwieźć dywan wózkiem sklepowym pod dom. Po kilkakrotnym rwaniu okazało się, że jednak ważył więcej niż 17 kg (potem wyczytałam, że było to 23 kg) ale jakoś się udało się nam wciągnąć go na górę. Byliśmy tak zmachani, że trzeba nam było czegoś zimnego do picia - miałam tylko zimne piwo, więc wypiliśmy po piwie. Bałam się o ten wózek, tym bardziej, że Jasiek podpuszczał mnie, że jak go ktoś podprowadzi z pod domu, to będę musiała sprzedać dywan, żeby się wypłacić za wózek.


Ruszyliśmy w drogę powrotną, ale nieobciążony wózek jadąc po tzw. chodniku, czyli zbiorowisku różnej wielkości dziur, robił taki hałas, że nie dało się wytrzymać. Dodatkowo wertepy wprowadzały go w stan nieprzewidzialności, wiec co chwilę zmieniał kierunek jazdy. W końcu zjechaliśmy na jezdnię, ale wtedy ja odkryłam, że jako kierowca (ja ciągnęłam, Jasiek pchał) mogę dostać mandat za jazdę na gazie. No tak, zgodził się Jasiek - mnie nic nie grozi bo ja jestem pasażer!

1 komentarz:

  1. ...a pasami był przynajmniej przypięty ten pasażer? Bo jak nie, to mandat jak ta lala!

    OdpowiedzUsuń